Jak każdy żal wzmaga najpierw złość i
niepogodzenie się z jakimś faktem, tak i w życiu człowiek najpierw musi
się wykrzyczeć z żalu, że nie ma na nic wpływu, żeby potem dostrzec, że
może iść własną drogą, iść i zostawić za sobą to, z czym się nie zgadza -
rzeźbić swoje własne koryto, którym spłynie rzeka, schłodzi złość -
połączy serce i rozum, duszę i ciało.
Był
sobie młody rybak. Kiedy złowił rybę zabijał ją - po ówczesnym znęcaniu
się nad nią. Gdy był starszy i już nieco stracił w życiu, łowił rybę,
po czym patrzył na nią jak wije się na drewnianej kei - trochę się jej
pożalił, czasem na nią wrzasnął, a potem szybko, żeby nie bolało,
pozbawią ją życia. Na starość, po tym jak już wszystko stracił co miał i
stał się samotny, każdego ranka z radością wypływał na środek jeziora,
łowił rybę, całował po łuskach czule, po czym... wypuszczał na wolność -
a w nim głęboko budziła się nieodparta wola istnienia.
Jaki w tym sens?
Każdy widzi to inaczej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz